Szef w Spódnicy

Jak nie prowadzić firmy #8: Co ja robię tu, czyli o syndromie oszusta, klubie 5:00 rano, zielonej trawie i work-life balance

Po dłuższej przerwie na blogu, wracam do pisania i do głównej tematyki bloga – „Jak (nie)prowadzić firmy”. Tym razem temat, który siedzi mi od dawna w głowie, a z którym pewnie zmaga się wielu founderów startupów. Idealnie pasuje do niego piosenka Elektrycznych Gitar „I co ja robię tu„, bo tak mniej więcej „czuję/czułam się” w ostatnich kilku miesiącach. Z jednej strony w firmie wydarzyło się wiele super rzeczy, z drugiej strony zderzyłam się z typowymi problemami przedsiębiorcy, które potrafiły nieźle przygnieść do ziemi. Tak bardzo, że włączył mi się syndrom oszusta czyli czy na pewno nadaję się do tej fuchy.

Co to jest syndrom oszusta?

Powtarzając za Wikipedią to „zjawisko psychologiczne powodujące brak wiary we własne osiągnięcia. Pomimo zewnętrznych dowodów własnej kompetencji osoby cierpiące z powodu tego syndromu pozostają przekonane, że są oszustami i nie zasługują na sukces, który osiągnęły.” Według internetowej encyklopedii dotyczył on w szczególności wysoko postawionych kobiet (hmm… ciekawe dlaczego?), ale najnowsze badania pokazują, że przytrafia się też mężczyznom, z tymże oni się tym akurat nie chwalą ;-).

Wracając do mnie … Teoretycznie, od 3 lat Qtravel.ai rozwija się w ciekawym kierunku, postawiliśmy na rozwiązania związane ze sztuczną inteligencją, co biorąc pod uwagę, z jakim zainteresowaniem spotyka się AI ze względu na udostępnienie ChatGPT przez firmę OpenAI, okazało się proroczym posunięciem, staliśmy się rozpoznawalni jako firma zajmująca się AI w turystyce, osobiście zostałam dostrzeżona jako jedna ze 100 kobiet od AI w Polsce, a jednak…

W tym samym czasie zmagałam się z mniejszymi lub większymi kryzysami (covid, wojna, polski ład, inflacja), zaliczyłam kilka wpadek w prowadzeniu firmy, z niektórych udało mi się wywinąć, niektóre niestety ciągle mi ciążą, popełniłam kilka błędów finansowych a to zawsze jest kosztowe dla firmy, a wisienkę na torcie stanowią wyzwania w projektach B+R realizowanych z grantów UE, w których, w ostatnich miesiącach zwłaszcza, wszystko jest „pod górkę” :-(. I jakoś tak od kilku miesięcy, gdy nic nie idzie tak jak powinno, chodzi mi po głowie pytanie, „co ja tu …. robię”, jak w tej piosence.

Z jednej strony widzę postępy w rozwoju firmy, a z drugiej – porażka (moje „wewnętrzne porażki”) goni porażkę, zasypiasz w nocy zastanawiając się czego nie zrobiłaś/zrobiłeś, a powinnaś/powinieneś, masz gonitwę myśli i nie możesz spać, rana przytłacza Ciebie lista rzeczy do ogarnięcia i zastanawiasz się, jak to zmieścić w swoim i tak kilkunastogodzinnym dniu pracy, finanse się nie spinają, bo papier a to co masz na rachunku bankowym to 2 różne rzeczy, co chwila wybuchają tematy nagłe, pilne i najpilniejsze i choć nie wiem jak się starasz zaplanować swój tydzień pracy, to już po poniedziałku twoje plany biorą w łeb :-(. Mogłabym tak bez końca, ale polecam poczytać „Co znosi głowa foundera” i „Spowiedź oszusta” Michała Bąka, założyciela Founders Mind, który opisuje bardzo dokładnie na swoim przykładzie, na czym to zjawisko polega.

Do syndromu oszusta przyznają się osoby, których nigdy by się o to nie podejrzewało, na przykład Sheryl Sandberg – szef operacyjny (COO) Facebooka w latach 2008-2022, Mike Cannon-Brooks – co-founder i co-CEO Atlassian (ciekawe wystąpienie Mike’a na temat jego syndromu oszusta można obejrzeć na Youtube), Howard Schultz – CEO Starbucks, Michelle Obama czy Lady Gaga. Na polskim podwórku o syndromie oszusta wspominał Michał Sadowski z Brand24 czy Ola Budzyńska w podcaście Pani Swojego Czasu. Nie wiem, czy to akurat dobrze porównywać się w tym przypadku z innymi, ale dzięki temu mam świadomość, że to co mnie spotyka, nie jest niczym wyjątkowym, a wręcz przeciwnie – bardzo częstym i dobrze opisanym zjawiskiem występującym u różnych ludzi (aktorów, piosenkarzy, założycieli i właścicieli firm czy polityków). Wystarczy wpisać w Google „imposter syndrom startup founders”.

Klub piąta rano???

Do syndromu oszusta „przyplątał sie” syndrom „klubu 5:00”. Tak, jest coś takiego. I pewnie większość founderów szukając sposobów na poprawienie swojej produktywności czy lepszych rozwiązań do zarządzania czasem, na to hasło natrafiło (są nawet książki na ten temat: „Klub 5 rano. Szczęśliwy poranek zmienia wszystko”). Tak jak ja….

Bo jak już czujesz się tym oszustem, to zaczynasz się zastanawiać, co robią inni, jak funkcjonują, że odnoszą sukcesy w twojej dziedzinie (w moim przypadku w prowadzeniu firmy). I tu usłużny internet, wujek Google i social media, zaczynają podsuwać Ci artykuły o tym co robią i jakie nawyki mają ludzie, którzy odnieśli sukces jako szefowie startupów czy firm w ogóle. Dostajesz, więc, przy porannej kawie, w swoim feedzie na Facebooku czy Linkedinie zestaw: „13 rzeczy, które ludzie sukcesu robią w poniedziałki rano”, „Poranne strategie ludzi sukcesu. Osiem mądrych czynności, które warto wykonywać codziennie po przebudzeniu”, „Blady świt, czyli co ludzie sukcesu robią przed śniadaniem”.

To tylko kilka przykładów, ale wiem z nich, że na szefa firmy to się nie nadaję ;-), no bo jednak nie wstaję o 3:30 lub 3:45 (tak robi podobno Tim Cook z Apple’a), nie ćwiczę, nie medytuję, nie zapisuję w dzienniczku swoich przemyśleń, nie ustalam planu dnia, nie uprawiam wdzięczności i nie pielęgnuję relacji (i to wszystko RANO!!!). Za to jeszcze do niedawna przy małym dziecku, wstawałam na tyle wcześnie, aby zdążyć zrobić kanapki i odprowadzić dziecko do szkoły na 7:45, potem biec do firmy (czasy przedcovidowe, więc do biura się chodziło), ogarnąć firmę, znowu biegiem do szkoły aby zdążyć przed zamknięciem świetlicy, zrobić zakupy, ugotować obiad, spędzić czas z dzieckiem i wieczorem do późnych godzin nadrabiać zaległości firmowe. A rano niewyspana ponownie wpadać w powyższy kierat.

I choć wiem, że niektórzy są skowronkami, to ja do nich nie należę, a według wspomnianych artykułów, to duża wada, która dyskwalifikuje mnie 😉 jako szefa firmy. Nie wykorzystuję bowiem w pełni czasu od 4:00 do 9:00 rano, kiedy to jeszcze Twoi współpracownicy śpią a Ty w tym czasie zyskujesz kilka godzin na pracę, rozwój czy nadrabianie zaległości. A na serio, czytając takie treści, można wpaść w kolejną czarną dziurę, bo nie dość, że nie czujesz się na swoim miejscu, to jeszcze widzisz, że twoje nawyki, czy to poranne, wieczorne czy tygodniowe nijak się mają do nawyków „tych wielkich, wspaniałych CEO”, którzy osiągnęli sukcesy ze swoimi firmami.

Trawa jest zawsze bardziej zielona …. u innych CEO

Do tego dochodzi wizja startupów, które osiągąją sukcesy, mają niesamowite rundy finansowania, są wymieniane w różnego rodzaju rankingach, zdobywają kolejne nagrody w konkursach startupowych, ich CXO brylują na salonach, a która nijak się ma do tego, jak widzisz siebie i swoją firmę. Niemniej jednak, chcąc nie chcąc, zaczynasz się do tych startupów odnoszących sukcesy porównywać, bo może jednak naśladując ich działania, także uda ci się wprowadzić firmę na odpowiednią trajektorię wzrostu. Niestety rzeczywistość jest bardziej przyziemna – nie za bardzo ci to wychodzi a w dodatku prowadzi to do dalszej frustracji i do konstatacji, że się do tego biznesu nie nadajesz.

Staram się nie porównywać z innymi startupami, które osiągnęły sukces i ich założycielami (celowo nie wspominam o założycielkach, bo ich po prostu praktycznie prawie nie ma). Gdybym to robiła to musiałabym rzucić tę robotę w cholerę. Bo jak tu się nie wkurzać, gdy z mozołem budujesz firmę, krok po kroku jak uczący się chodzić niemowlak, a obok Ciebie przebiega znienacka Usain Bolt, tak że, tylko dostrzegasz jego sylwetkę w oddali i jedyne co możesz zrobić to mu pomachać. Nie jest łatwe odciąć się od takich porównań, ale konieczne aby zachować spokój umysłu i nie wpadać w panikę, że nie masz jak startować do innych CEO. Branża tego nie ułatwia, bo mit sukcesu wśród startupów jest mocno zakorzeniony i wszelkiej maści media, zwłaszcza te biznesowo-startupowe bardzo takie treści nagłaśniają. Szkoda, że prawie nie pokazują jak wygląda prawdziwy „backstage” prowadzenia firmy :-(.

Work-life balance to mit

I gdy tak już dopadł Ciebie syndrom oszusta, nie załapałaś/załapałeś się do klubu 5:00 a inni odnoszą większe sukcesy, Twoje otoczenie, media, telewizja i wszystko wokół krzyczy, że „praca to nie wszystko”, że w życiu trzeba zachować work-life balance, bo inaczej czeka Ciebie wypalenie zawodowe i tak dalej. Chciałoby się napisać „(…) prawda”. Decydując się na bycie przedsiębiorcą, może nawet nie świadomie, ale decydujesz się na pracę po kilkanaście godzin dziennie, 7 dni w tygodniu, bez odpoczynku i urlopów, czy jesteś zdrowy/zdrowa czy nie :-(. Nie będę nawet tego tematu rozwijać, bo tak po prostu jest. Nie rozwiniesz firmy pracując w godzinach od 8:00 do 16:00 a potem wyłączając telefon i poświęcając resztę dnia tylko na swoje zainteresowania, rodzinę i przyjaciół… Standardem jest natomiast zarywanie nocek, weekendów, praca w trakcie choroby lub na urlopie.

Sama przez to wielokrotnie przechodziłam i nadal przechodzę. Naprawianie serwerów zdalnie w trakcie wizyty u fryzjera z farbą na włosach i laptopem na kolanie – było, melinowanie się w kawiarni, centrum handlowym i dowolnym przybytku, który przyjdzie Ci do glowy, bo nagle trzeba wysłać jakieś dokumenty, odpowiedzieć na pilnego maila lub zrobić coś na serwerze – było, szukanie hotspota na urlopie za granicą – było, praca w trakcie imprezy rodzinnej – było wielokrotnie…. I tak mogłabym bez końca.

Podsumowując, wszystko, o czym napisałam powyżej powoduje ogromny stres, niepokój i niepewność nie tylko u mnie, ale pewnie u większości przędsiębiorców/przedsiębiorczyń. Nie mam dobrego pomysłu jak z tym walczyć i ciągle szukam rozwiązań, które będą działać. Ale jest to chyba wpisane w DNA prowadzenia startupu. Być może są osoby, które tego nie doświadczają i żaden syndrom oszusta ich nie dopada. Ale ja do nich nie należę :-).

Dodatkowe informacje:
Image by upklyak on Freepik